Cipka, wulwa, wagina, “tam na dole” – jak możemy nazywać nasze okolice intymne?

jak nazywac nasze okolice intymne

Cipka, wulwa, wagina, “tam na dole” – jak możemy nazywać nasze okolice intymne?

Cipka, wagina, pochwa, wulwa, „tam na dole” – to tylko kilka z wielu słów, których używamy do nazywania naszych okolic intymnych. Niestety, większość z Nas ma ogromny problem z wypowiadaniem ich na głos. Najczęściej czujemy skrępowanie i ocenę publiczną tak, jakby słowa te były zakazane. A nie są. Czy czujemy się dziwnie mówiąc płuca, kolano czy żołądek? Odpowiedź wydaje się oczywista. Warto zrozumieć, że powinniśmy nauczyć się nazywać strefy intymne głośno i normalnie, aby seksualność stała się tak powszechnym tematem, jak sen lub jedzenie. Jakich słów możemy więc używać, aby z jak największą lekkością podejść do tematu? Jak przełamać barierę stygmy społecznej? A przede wszystkim, skąd wzięła się tabuizacja pewnych słów?

Okolice intymne – dlaczego boimy się używać pewnych słów?

Nie od dziś wiemy, że istnieją w słowniku pewne słowa, których boimy się używać. Można by pomyśleć, że chodzi głównie o przekleństwa czy określenia nacechowane pejoratywnie, kierowane do konkretnej grupy. Nic bardziej mylnego. Nie patrzymy bowiem krzywo na ludzi przeklinających, ale na tych mówiących głośno „cipka” już tak. Dlaczego?

Aby odpowiedzieć na to pytanie musimy najpierw cofnąć się nieco w czasie. Słowa niezmiernie często ulegały drastycznym zmianom, zwykle podyktowanym nastrojami społecznymi oraz ewolucjami stylu życia. Warto podać tutaj, jako przykład słowo „dziwka”. Raczej wszyscy zgodzimy się, że jest to bardzo nieładne określenie, jednak nie zawsze tak było. Słowo to pochodzi od leksemu „dziewka”, który kiedyś oznaczał dziewczyna i odnosił się głównie do wiejskich służących. Wraz ze zmniejszającym się szacunkiem dla kobiet i wykorzystywaniem seksualnym tego typu pracownic, znaczenie tego słowa stawało się coraz bardziej negatywne. Dziś związane jest już wyłącznie z rozwiązłością seksualną, która przez społeczeństwo uznawana jest za coś złego.

okolice intymne dlaczego boimy sie uzywac pewnych slow

Podobnie działo się ze słowami opisującymi damskie strefy intymne. Cipka w pewnym momencie zaczęła być stosowana do określania słabości, szczególnie męskiej. Srom kojarzy nam się z czymś smutnym, negatywnym (według słownika PWN jedno ze znaczeń tego słowa to: „wstyd, hańba, niesława”). Nic więc dziwnego, że niechętnie sięgamy po te zwroty.

Jak pisze June Pla w „Klubie rozkoszy”: „Zacznijmy od wyznaczenia wreszcie dokładnych i adekwatnych terminów, które pomogą wam lepiej zapoznać się z waszymi ciałami. Nie zobaczysz tu słowa pochwa, bo choć należy ono do terminologii naukowej, to jego etymologia nieuchronnie narzuca nam postrzeganie jej w sposób podrzędny wobec penisa”.

Oprócz kwestii czysto historycznych i etymologicznych, pochylmy się nad wpływem społeczeństwa i kultury na stygmatyzację niektórych słów. Przyzwyczailiśmy się do mówienia o męskiej przyjemności, a tą kobiecą mamy w zwyczaju pomijać. Sytuacja wygląda podobnie w przypadku edukacji seksualnej. Jeśli już ma ona miejsce w polskich szkołach, to i tak głównie skupiamy się na przyjemności mężczyzn i płodności kobiet. Nic więc dziwnego, że brak potrzeby nazywania kobiecych miejsc intymnych spowodował dosyć małe przyzwolenie społeczne na używanie ich. Taki stan rzeczy powinien jak najszybciej ulec zmianie, ponieważ pogłębia on problematykę otwartego mówienia o seksualności i cielesności w naszym kraju.

jak mozemy nazywac miejsca intymne blog sahaja lingerie

Nazewnictwo okolic intymnych – jak przełamać barierę stygmy społecznej?

Niezmiernie istotna jest próba przełamania bariery stygmy społecznej dotyczącej nazywania miejsc intymnych. Dlaczego? Ponieważ pozwoli nam swobodniej i bez skrępowania mówić o naszych ciałach i potrzebach. Tak naprawdę proces ten powinien zaczynać się już w dzieciństwie. I nie chodzi tutaj o wprowadzanie rozbudowanej edukacji seksualnej w przedszkolu, a raczej o mówienie do dzieci w sposób otwarty i komunikatywny o strefach intymnych. Jeśli powiemy kilkulatce, że ma kolana, brzuch, ręce i „tam na dole”, to naturalne jest to, że taka stygmatyzacja zostanie z nią na dużą część życia. A wystarczy nazywać rzeczy po imieniu, nie „owijać w bawełnę”.

Bardzo ważnym aspektem normalizowania kobiecej anatomii jest także mówienie o miesiączce bez szukania urozmaiconych eufemizmów. „Te dni”, „kobiece dni”,”ten czas w miesiącu” to tylko niektóre ze zwrotów, które zdarza się nam słyszeć. W pośpiechu chowamy podpaski i tampony w drodze do toalety, aby nikt ich przypadkiem nie spostrzegł. Przecież menstruacja to absolutnie normalna rzecz związana z naszą biologią! Nie chodzi tutaj o to, żeby niepotrzebnie opowiadać każdej napotkanej osobie o naszym cyklu i waginach, ale to, aby nie wstydzić się używać tych słów, kiedy są one potrzebne. Jeśli wykluczymy je z naszego języka, niezmiernie trudno jest komunikować się z parterami o seksie, z lekarzami o naszych problemach zdrowotnych, a także dzielić się spostrzeżeniami z najbliższymi.

Warto także edukować ludzi wokół nas na temat wyboru normalnych słów do opisywania normalnych zjawisk. Oczywiście, musimy robić to w sposób delikatny i kulturalny — najlepiej dawać dobry przykład naszym doborem słów. Na szczęście, coraz więcej osób publicznych i influencerów również pochyla się nad tą kwestią. W przestrzeni Internetowej możemy znaleźć całą masę profili, które starają się odczarować przestarzałe i krzywdzące podejście do nazewnictwa stref intymnych oraz ogólnie pojętej seksualności. Bez wątpienia, wszystkie te elementy mogą doprowadzić do dużych zmian, których naprawdę potrzebujemy…

rozmowa z dziecmi o okolicach intymnych

Jak więc możemy nazywać nasze miejsca intymne?

Wiemy już, skąd biorą się problemy związane z nazewnictwem miejsc intymnych oraz jak możemy z nimi walczyć, ale jakie słowa pomogą nam merytorycznie i poprawnie nazwać to, czego tak boimy się nazywać? Tak naprawdę, opcje są zdecydowanie zawężone, ponieważ wiele leksemów sprawia wrażanie zbyt infantylnych lub nazbyt naukowych. Pochylmy się jednak nad kilkoma słowami, które możemy wprowadzić do naszego słownika.

CIPKA – najbardziej neutralne określenie. Wstydzimy się go używać, ponieważ większość z nas nauczyła się w dzieciństwie, że jest ono złe. W rzeczywistości, nie jest ono ani wulgarne, ani zbyt akademickie — po prostu idealne. Pozwala nam nazwać kobiece strefy intymne w sposób zrozumiały dla każdego. Co ważne, cipka jest określeniem ogólnym, czyli opisuje całą strefę intymną, a nie tylko fragment, jak wiele innych słów. Cipkę możemy potraktować, jako damski odpowiednik penisa.

WAGINA — słowo to jest już zdecydowanie bardziej skonkretyzowane niż poprzednie. Według słownika PWN, wagina to „końcowy odcinek żeńskich dróg rodnych”. W potocznym rozumieniu, możemy jednak słowo to stosować do generalnego opisu kobiecych stref intymnych. Wagina może być dobrym rozwiązaniem dla tych, którym cipka wydaje się zbyt infantylna.

POCHWA — słowo pochwa w słowniku funkcjonuje niemalże jako synonim waginy, ale wydźwięk jest zupełnie inny, zdecydowanie bardziej naukowy, akademicki. Z tego powodu, raczej rzadko sięgamy po tę opcję na co dzień i rezerwujemy ją na sytuacje bardziej formalne. Jeśli natomiast mamy wrażenie, że właśnie to słowo najbardziej nam pasuje, to nic nie szkodzi na przeszkodzie, aby je używać!

WULWA — słowo to jest dosyć niedawno zawitało do języka polskiego. Znacznie częściej używane jest w krajach anglojęzycznych, a wywodzi się z łaciny. Stricte polskim odpowiednikiem wulwy jest srom, ale wyraz ten ma bardzo pejoratywne konotacje. Wulwa określa zewnętrzne elementy kobiecych genitaliów, czyli łechtaczkę, wargi sromowe, cewkę moczową oraz ujście pochwy. Określenie to staje się coraz bardziej popularne dzięki publikacjom medialnym i literackim np. „Klub rozkoszy. Kartografia przyjemności”.

A jakie określenia na okolice intymne powinniśmy zostawić za sobą?

Oczywiście, używajmy takich słów, które będą dla nas najbardziej odpowiednie, ale… jest cała masa eufemizmów zdecydowanie bardziej szkodzących niż wpływających pozytywnie na zwiększanie otwartości seksualnej. Muszelka, pusia, brzoskiwnka i wiele innych zwrotów tego typu nie powinny być stosowane do określania naszych cipek! Szczególnie w stosunku do dzieci, które utrwalają taki schemat na wiele późniejszych lat. Temat ten poruszył jeden z lekarzy, Profesor Lech-Starowicz:

„Dla dobra dzieci rozmawiajcie z nimi, używając prawidłowej terminologii. Terminologia nie musi być medyczna, bo np. w języku polskim przyjęło się już słowo cipka. Nie zastąpimy go innym głosem, bo ono już nabrało życia, już jest w wyobraźni masowej. Już nawet pacjentki tak swoje narządy określają. Dla mnie to nie jest akurat najpiękniejszy termin, ale niech sobie będzie. Lepsze to niż jakieś „w dole brzucha”.

Dajcie nam znać w komentarzach pod artykułem, na Facebooku lub Instagramie – czy wstydzicie się mówić głośno o swoich okolicach intymnych? Jeśli tak, dlaczego? Jakich słów używacie do rozmawiania o nich? Jak uczyli was rodzice lub nauczyciele w wieku wczesnoszkolnym o nazewnictwie miejsc intymnych?

Na koniec bardzo krótkie, aczkolwiek ważne podsumowanie: jeśli chcemy, aby tolerancja, równouprawnienie i otwartość zawitały w naszym kraju na dobre, musimy przestać wstydzić się własnych narządów rozrodczych!

Udostępnisz ten post?

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Koszyk

Darmowa dostawa od 500zł w Europie

Powiadomienie o dostępności Poinformujemy Cię, gdy produkt ponownie pojawi się w magazynie. Zostaw poniżej swój adres e-mail.
Przewiń do góry